Nasza karaibska niespodzianka – Kuba
Nasz pobyt na Kubie był niespodzianką podczas tej podróży. Niespodziankę tę zrobiły nam linie lotnicze, proponując bardzo atrakcyjną cenę przelotu do Ameryki Łacińskiej. To już 9 miesięcy w drodze…
Wylądowaliśmy w Hawanie dwa dni po huraganie Irma. Jak można było usłyszeć we wszech obecnych mediach, Irma wyrządziła wiele szkód na wyspie. Przysporzyła też wielu zmartwień naszym bliskim. Zupełnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać na miejscu. Nie pierwszy raz zresztą.
Lot Madryt-Kuba był przeżyciem samym w sobie. Lecieliśmy liniami WAMOS Air. Jeśli szukacie tanich biletów – polecamy. Jeśli szukacie poważnej firmy – nie polecamy. Zaczęliśmy od opóźnienia w Madrycie o 3 godziny. Spoko, dostaliśmy po kanapce i czekaliśmy grzecznie. Już w samolocie okazało się, że na Kubie raczej nie wylądujemy, bo… lotnisko jest zamknięte. Polecieliśmy więc do Gwatemali 😊 Tam po 3 godzinach wsiedliśmy do samolotu lecącego do…Madrytu. Wysadzono nas po drodze. I tak wylądowaliśmy w Varadero. Zero informacji ze strony WAMOS. Nikt nic nie wie, nie wiadomo kogo zapytać. Ech… Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że przez połowę lotu zastanawialiśmy się czy nie rozpocząć naszej przygody w Ameryce Łacińskiej od Gwatemali. Doświadczenie dość ciekawe.
Hawana – miasto kolonialne
W samej Hawanie nie odczuliśmy efektów huraganu. Za wyjątkiem Malekonu (słynnej karaibskiej promenady), który był zamknięty dla wszelkiego ruchu, wszystko wyglądało jak już naprawione. Kto był w Hawanie wie w jakim stanie są budynki, i to nie za sprawą Irmy. Jak zwykle media uwielbiają wyolbrzymiać, zwłaszcza tragedie.
Zatrzymaliśmy się w domu Geraldine. Geraldine jest 60-letnią Kubanką wynajmującą, za pośrednictwem dwóch córek w Europie i portalu Air B&B, pokoje w swoim domu. Ponad roku temu, rząd kubański pozwolił wynajmować pokoje turystom w prywatnym domach – i tak powstały ‘casa particulares’. Air B&B niepodzielnie rządzi w tej chwili na wyspie a do kasy rządu wpływają tak potrzebne dewizy.
Hawana to wyjątkowe miasto. Jedni ją uwielbiają, inni nie cierpią. Tak czy siak, czas się tu zatrzymał. Zwłaszcza po blokadzie z USA. Kubańczycy ze stolicy mają specyficzny styl życia, który trudno opisać ale można go zauważyć na każdym rogu ulicy. Jest bardzo kolorowo, leniwie i komunistycznie.
Mieszkać u Geraldine…
Kiedy zameldowaliśmy się w naszej casa particulares, Geraldine była bardzo zdenerwowana. Mieszka zaledwie 200 metrów od Maleconu i podczas huraganu woda zalała pobliskie ulice nie omijając jej domu. Przez kilka godzin słona woda stała na wysokości 60 cm. Oprócz ogromnego bałaganu i wszechobecnej soli, woda nie wyrządziłam większych szkód. Geraldine mieszka sama, więc postanowiliśmy pomóc jej przy sprzątaniu. Porządki te polegały na zalewaniu domu czystą wodą 😊 oraz szorowaniu ścian i podłóg. Wówczas przekonaliśmy się, jak duży jest jej dom.
To były bardzo fajne dwa dni generalnych porządków. Geraldine była bardzo poruszona naszą pomocą i nie przestawała mówić 😊 W ten oto sposób odkrywaliśmy Kubę, Hawanę i jej osobistą historię.
Historia godna najlepszych karaibskich hrabiów…
Geraldine jest wnuczką Francuza mieszkającego na Kubie na początku XX wieku. Tenże ożenił się z Kubanką i utrzymywał rodzinę z hodowli koni. W dobrobycie i łatwym życiu doczekał starości na wyspie. Matka Geraldine wyszła za mąż za Jamajczyka, i kiedy córka przyszła na świat, zamieszkali w amerykańskiej bazie Guantanamo.
Po rewolucji, cala rodzina Geraldine wróciła do Hawany, gdzie nasza główna bohaterka mieszka do dziś, nie do końca wierząc w słuszność rewolucji.
(Z tego co jej wiadomo) Geraldine ma 22 braci I sióstr. Jej ojciec był dość aktywny… Wraz z siostrą odziedziczyła niewielką część majątku po dziadku, za którą kupiły dom w którym przyszło nam mieszkać na Kubie. W trakcie naszego tygodniowego pobytu, Geraldine zdążyła opowiedzieć nam również o codziennym życiu i o tym jak państwo nie jest w stanie pomagać zwykłym obywatelom.
Słabość rządu, według Geraldine, objawia się przede wszystkim w diecie przeciętnego Kubańczyka. Biedna Geraldine, żeby kupić smaczny chleb musi jechać bardzo rano na drugi koniec miasta, a o mleku (takim do którego nie dosypywane są barwniki) lepiej zapomnieć. Witamy w kraju komunistycznym!
Inna wizja świata
Takie rozmowy na temat polityki przeprowadziliśmy z każdym naszym gospodarzem na Kubie. Jakie wnioski? Żadnych. Niemożliwe ocenić, po której stronie leży prawda na temat rewolucji. Każdy z naszym rozmówców miał swoją własną prawdę i rację. Każdy inną, więc cóż… asi es la vida!
Podsumowując, jaka była dla nas Kuba? To naprawdę bardzo spokojny kraj, gdzie spacerować można wszędzie i długo. Czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Nie wszystko można kupić (właściwie, praktycznie niczego nie można kupić*) ale jedzenie widzieliśmy wszędzie. Proste, nudne i podstawowe, ale jednocześnie nie widzieliśmy ludzi przymierających głodem. Na początku września doświadczyliśmy sezonu na avocado i gujawę.
Szpitale i ośrodki opieki są w każdej większej miejscowości i mieszkańcy korzystają z nich za darmo. Edukacja jest również ważnym elementem polityki, szkoły są wszędzie i dzieciaki ubrane w szkolne uniformy to stały element krajobrazu Kuby. Udało nam się nawet odwiedzić Uniwersytet w Hawanie, co przyprawiło Davida o melancholię. Zaczął żałować, że na Erasmusa nie przyjechał właśnie tu.
*nie mówimy tu o restauracjach i sklepach dla turystów, gdzie zjeść można wszystko, a kupić – prawie wszystko. Wystarczy mieć dużo dewiz.
No więc taka jest Kuba. Niezapomniane spotkania z ludźmi i kraj, które zdecydowanie warto odwiedzić. Nie ważne jakim typem ‘obywatela’ jesteś i czy bliższa jest Ci prawa czy lewa strona, a może jesteś rewolucjonistą? To miejsce wniesie w Twoje życie inną perspektywę. Musisz tylko wyjść poza granice Varadero…
We are Ela & David, 2 citizens of the world. In quest of a new way of living, more respectful from the environment and the Humans, we travel slowly to discover new cultures, to look for inspirations and with a wish of sharing. Wants to know more?